Drewniany dom przywrócony do życia

Z wygodnego miasta do zniszczonego domu wśród pól… Gdy wkracza się na żuławskie bezdroża należy mieć świadomość nadchodzących, nieprzewidywalnych zmian. Tu historia dopiero się rozpoczyna. Poznaj nieoczywiste losy pewnego domu w Drewnicy oraz jego właścicieli…


Skręcili na Żuławy, przypadkiem
Ona z Poznania, on z Warszawy. Żuławy kojarzyli z bliskością plaży. Nie znali tego regionu. Zupełnie. Jak się więc stało, że to właśnie na Żuławy przenieśli swoje życie?
Asia i Jacek Chmielewscy zamierzali kupić nieruchomość na Wybrzeżu. Pewne ogłoszenie zwróciło uwagę Jacka. Dom ze zdjęcia był taki, jak te które rysował w dzieciństwie! Ten dach naczółkowy, na środku komin, okienko na górze, to wejście… wymienia Jacek – jak zobaczyłem to zdjęcie to powiedziałem: „To jest po prostu to! 100% mojego wyobrażenia jak dom powinien wyglądać!”.
Dom jednak miał już nowego nabywcę. Nie wiedzieć czemu Asia zachowała numer, opisując go jako „Domek Drewnica”.

Gdy dom do Ciebie przemawia… nocą
Minęło pół roku. Około godziny 22.00 na telefonie pojawił się napis „Domek Drewnica dzwoni”. Asia, zamiast odebrać, tłumaczyła Jackowi o jakiż to dom chodzi. Telefon dzwonił uparcie… Gdy padło wyczekiwane „halo”, Chmielewscy usłyszeli: „Czy Państwo są jeszcze zainteresowani?”. Następnego dnia byli w Drewnicy.

Zapach starego domu
Asi rodzina sprzedała kamienicę – o czym Jacek nie wiedział. Tamten dom spajał wszystkich i teraz brakowało tego ogniwa – starego domu, który gromadzi ludzi.
Wiekowe budynki mają specyficzny zapach – wyjaśnia Asia –  trochę starości, trochę drewna i wilgoci. Pierwsze co Asia poczuła w domu w Drewnicy, to właśnie ten znajomy zapach, jak to określiła, takiego domu przez duże „D”. Wyczuła też wyjątkową atmosferę –   ducha wielopokoleniowej  historii zapisanej gdzieś w ścianach

Zakup domu jak wyjście po bułki
I co myślisz…– zapytała podekscytowana Asia – Czy to jest to? Czy to jest TO?! OCZYWIŚCIE, ŻE TO JEST TO! – odparł Jacek. Po tych słowach Asia gdzieś zniknęła. Zostawiła Jacka przed domem, na który nie było ich stać. Gdy wróciła, z uśmiechem na ustach oznajmiła: „No to kupiliśmy!”
Specyficzne to poczucie żartu, bo przecież skąd mieliby mieć pieniądze? I ponownie miała miejsce znajoma scena: Asia tłumaczy zdziwionemu Jackowi historię tym razem o sprzedaży poznańskiej kamienicy. Na koniec dodała: „No i kupiliśmy ten dom i jeszcze to i tamto pole.” Cała transakcja zajęła Asi 3 minuty. Kobieta na zakupach …;)

Fot. Chmielewscy

Czy można zaprzyjaźnić się z domem?
Nie mieli planów, by tu zamieszkać. Początkowo przyjeżdżali tylko na weekendy i wakacje. Zaczęła się ciężka praca. Egzystowali w kurzu  i brudzie, ale jak mówią, to był fantastyczny czas. Nawet gdy nie mieli siły, to ją znajdowali, bo motywowało ich odkrywanie tajemnic. Gdy zdarli płyty pilśniowe dom zaczął pachnieć inaczej, ponownie oddychał. Poczuli z nim więź, tak jakby ta stara chata aprobowała ich poczynania. Śmieją się, że zaczęli rozmawiać z domem, czasem odnosząc wrażenie jakby on odpowiadał, sugerując im kolejne kroki. Więzi łączące Chmielewskich z tym żuławskim miejscem coraz bardziej się zacieśniały.

Pierwsza noc?
Zarąbiście! – podsumował Jacek. Na nasłuchu – dodała Asia. Noc na materacach, w nieogrodzonym, dwustuletnim domu w polach– musi być pamiętna.
Asia czuwała i próbowała zlokalizować źródło podejrzanego dźwięku, który przywodził na myśl rąbanie drewna. Może te odgłosy niosły się starymi rurami od sąsiada, oddalonego o 200 metrów? Tak, tylko… jak się później okazało rury były współczesne, a rąbanie drewna słyszeli też poprzedni mieszkańcy. Tej nocy wszystko było owiane tajemnicą.
Gdy Asia czuwała, Jacek spał w najlepsze, a o poranku obudził się przeszczęśliwy, że jest właśnie w tym miejscu.

Odkrywanie przedwojennej historii
O historii domu wiedzą niewiele. Nad wejściem widnieje data 1825. Natomiast 1905 to prawdopodobnie rok remontu – tak mogą sugerować gazety odnalezione na ścianach. Obora pochodzi z 1920 r.
Wiedzą, że przedwojenny właściciel zamontował system podlewania sadu. Podwórze było wyłożone cegłą. Staw był pokaźnych rozmiarów – pływano w nim nawet łódką. Terenu strzegła brama.
Właściciel miał też automobil. Jako, że nie było tutaj wcześniej drogi dojazdowej, musiał go lokować na wozie konnym, wywozić na drogę i dopiero wtedy do miasta mógł jechać swym pojazdem.
I  tyle udało się odkryć. Same inicjały: „GP” (właściciel) i „CR” (budowniczy), widniejące nad wejściem, w dalszym ciągu pozostają zagadką.

A po wojnie?
Tuż po wojnie – opowiada Jacek – stacjonował tu pułkownik Stadnicki, który służył w AK. Zanim opuścił ten dom, życie w nim stracili jego rodzice. W tym narożnym pokoju – wskazuje Jacek – był piec kaflowy. Umarli przez zaczadzenie.
Później, przez pewien czas, mieściła się tu spółdzielnia rolnicza, w której hodowano byki rozpłodowe.
Następni właściciele, których poznali Chmielewscy, pojawili się tutaj w roku 1955 po pożarze swojego ówczesnego domu. Asia i Jacek zakupili dom w 2008 r.

Spotkanie z wcześniejszymi mieszkańcami.
Fot. Kuba Lewandowski

Fot. Kochamy Żuławy

Komin daje nie tylko ciepło
Wszystko kręci się wokół komina – to serce domu. Tu panuje wyjątkowa atmosfera, jakby te wszystkie odległe lata tu się przenikały. Domownicy uwielbiają napalić w obecnym kominku i przejść do pomieszczenia będącego kiedyś wnętrzem starego komina – tutaj wpadają jakby w trans, czas zwalnia, a oni czując błogostan nie chcą opuszczać tej przestrzeni.
Jednak wcześniej komin był miejscem, którego wszyscy się bali. Dotyczyło to także pobliskich pomieszczeń przy wejściach (głównym oraz gospodarczym). Jak wspomina Jacek –dzieci rysowały postać starca w kapeluszu. Z obawą wspominały, że stoi on w domu, przy drzwiach dwoinkowych. Na rysunkach zaczęła pojawiać się też babcia z mocno pomarszczonym czołem…

Duchy –  codzienni goście
Z duchami zaczęli oswajać się już od początku. Poprzez opowieści dzieci, przez tajemniczo znikające i pojawiające się narzędzia. Parę razy też coś uratowało Jackowi zdrowie czy nawet życie. Świadectwa bytności innych lokatorów pojawiają się tu codziennie. Już ich nie dziwią światła przemykające przez sypialnię, a odgłosy, które wcześniej ich niepokoiły, dalej niewyjaśnione, teraz stały się stałym elementem ich życia.
Jednak zdarzyło się, że bezpieczeństwo ich dzieci zostało zakłócone. Gdy zdejmowali farbę z drzwi, odkryli, że zawiasy były przewiązane czerwonymi sznureczkami. Ściągnęli je.  Później ich syn Janek zaczął opowiadać o nocnych odwiedzinach obcego dziecka, które go budzi, klepiąc po plecach. Rodzice byli przekonani, że to był tylko zły sen. Za którymś jednak razem było inaczej. Janek przyszedł, powiedział o ponownych odwiedzinach. Nie mogąc otworzyć oczu dojrzał jedynie gołe stopy tego dziecka i nagle zaczął ronić łzy, mimo iż nie było mu smutno. Tak właśnie na czyjąś „obecność” reaguje Jacek – wyjaśnia Asia. Czerwony sznureczek ponownie pojawił się na zawiasach drzwi do pokoju Jaśka i temat niechcianych odwiedzin się zakończył. Gdy tę sytuację opowiedzieli Megi (Małgorzata Oliwia Sobczak) to ona aż pobladła.  Megi, która spędzała dzieciństwo w tym domu, opisała podobną historię w swojej książce „Ona i dom, który tańczy”, myśląc, że to tylko dziecięca wyobraźnia. A jednak to było wspomnienie…
Przez jakiś  czas – opowiada Asia –  próbujesz to racjonalizować. Ale w pewnym momencie okazuje się, że tego jest za dużo. Nie możesz sobie tego logicznie wytłumaczyć.
Dlaczego sznureczki powstrzymujące odwiedziny zza światów nie powróciły na pozostałe drzwi? Domownicy czują się zaakceptowani przez dom i jego nietypowych lokatorów, współistnieją w zgodzie.

Oset w salonie i remont domu
Koszty remontu okazały się ogromne. Fundamenty się sypały, dach przeciekał, ściany były dziurawe. Przez kilka lat łatali co tylko się dało, ale natura i tak chciała odebrać swoje. Któregoś razu przyjechali do Drewnicy, a tam w salonie wyrósł im pokaźny, kwitnący oset. Pozostawili go na jakiś czas w spokoju. Mieli też stację meteorologiczną – w zależności czy miało być mokro czy sucho, podłoga w domu podnosiła się lub kładła. To wszystko wspominają z uśmiechem, ale wiadomym było, że dom trzeba ratować, bo nie przetrwa kolejnej zimy. Czas gonił.

Koniecznym było zweryfikowanie stanu technicznego każdego elementu konstrukcyjnego. Warto dodać, że niektóre deski (17 m długości, modrzew) mają nawet kilkaset lat! Remont trwał 2 lata. Gospodarzom zależało, by prowadzić go z poszanowaniem dla przedwojennych technik. Poświęcili wiele czasu na poszukiwania odpowiednich materiałów. Część desek pozostała na swoim miejscu, inne, zniszczone przez pogodę, zastąpiono nowymi. Fragmenty murłaty wykorzystano ponownie, np. jako stopnie schodów. Z nienadającego się już drewna podłogowego wykonano okrągły stół.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Fot. Kochamy Żuławy

Kominiarz, którego dom nie polubił oraz cieśla, którego dom docenił
Według właścicieli pierwszym sygnałem o tym czy ktoś jest godnym zaufania człowiekiem, jest fakt czy ma on problemy z dotarciem do ich domu.  Często okazuje się, że osoby, które mają nieczyste intencje względem gospodarzy, mają większy problem z odnalezieniem tego miejsca. Poza tym źle się tu czują.

Generalnie jak ktoś jest dobry, to ten dom jest dla niego gościnny, a jak ktoś ma złe intencje, to dom go przepędzi – mówi Jacek i przywołuje historię pewnego kominiarza. Człowiek ten dzwonił 7 razy i niesamowicie błądził. Dotarłszy na miejsce miał pretensje o lokalizację, dom nazwał ruiną, a sam pomysł remontu ocenił delikatnie mówiąc, nieprzychylnie. Gdy pracował w kominie, narzekał na zapachy panujące wewnątrz i na ból głowy. Nagle zaczął krzyczeć i przeklinać, twierdząc, że poraził go prąd. Na miejscu jednak był elektryk, który nie podłączył jeszcze obiektu do sieci. Dom przegonił niechcianego gościa.

Inna historia dotyczy cieśli, który traktował dom z szacunkiem, ucząc się od niego przedwojennej sztuki ciesielskiej. Tworzył szablony na podstawie zastanych tu rozwiązań. Dom otoczył troską i podziwem. Gdy pewnego dnia poprosił o trochę ziemi na swoją działkę, dom postanowił mu się odwdzięczyć. Gdy cieśla kopał w ziemi, natrafił na grudę z rdzą. Po oczyszczeniu okazało się, że to ciesielska siekierka. Jacek jest pewien, że należała do budowniczego ich domu, gdyż idealnie pasowała do zaciosów. Oczywiście znalezisko pozostało w rękach cieśli, który z dumą nosi je ze sobą po dziś dzień.

Fot. Kuba Lewandowski

Siła we współpracy
Dom Chmielewskich poruszył serca ludzi. W remont włączyło się wiele osób, angażując swój czas lub dostarczając materiały po kosztach. Pan z okolic Lublina, który składa drewniane domy – opowiada Asia – oddał nam swoją jutę do uszczelnienia, którą ściąga aż z Ukrainy (a sobie zamówił kolejną). Do tego wszystkiego nawet spotkał się z Jackiem w połowie drogi, na środku Polski, by przekazać materiał.
Chmielewskich wsparł też lokalny tartak, a dokładniej pan Zenon, który osobiście jechał z leśniczymi wybierać odpowiednie drzewo. Natomiast firma Ortis zaopiekowała się oknami, tworząc indywidualny projekt odwzorowujący oryginalne okna, opaski i rzeźbienia – wszystko po cenach fabrycznych.
Jest też Seger Dach i pan Maciek – wspomina Asia –  co nam z Dani ściągał izolację nakrokwiową na dach, żeby można pięknie wyeksponować te masywne krokwie od środka. Firma RedSnake, która zaryzykowała i pierwszy raz w takim starym domu instalowała ogrzewanie na podczerwień – grzejniki tradycyjne nie komponowały się  z tymi wiekowymi pomieszczeniami… No i oczywiście cieśla Waldek co dom mu sam podziękował.
Asia i Jacek często wspominają z jaką dobrocią spotkali się gdy przystąpili do remontu. Na ich twarzach i z ich głosów można wyczytać ogromną wdzięczność.

Fot. Kochamy Żuławy

Poszukiwanie skarbu
Początkowo myśleli, że w trakcie remontu natkną się na żuławski skarb. Najpierw do tematu skarbu – wspomina Jacek – podchodziłem w takim tradycyjnym rozumieniu. Złoto? Porcelana? Obraz? Potem dostrzegłem, że to może być np. wartościowy znaczek, stara pocztówka, albo książka. Z czasem do mnie dotarło, że my ten skarb przecież już odnaleźliśmy. Zrozumiałem, że skarbem jest TEN dom i nic więcej nam nie potrzeba.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Od przypadkowego zakupu do nowych zainteresowań
Teraz nie wyobrażają sobie by mogli mieszkać gdzieś indziej. Żuławy pokochali za wyjątkową architekturę, za przyrodę, za poranne mgły, za wschody i zachody, za przepiękne widoki, za bliskość morza, za zapachy, za żurawie, za zające, za bobry, za to, że będą mogli mieć konie. Ale nie za sarny – dodaje Asia –  bo podgryzają nam iglaki.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Fot. Kochamy Żuławy

Powroty
Gdy wracają do domu, po przekroczeniu bramy w magiczny sposób opuszcza ich zmęczenie i mają siłę na prace w ogrodzie. A gdy powracają z zagranicznych podróży i wjeżdżają na drogę obsadzoną wierzbami, towarzyszy im refleksja, o której chętnie opowiada Jacek: Zobacz,  jeszcze 2 godziny temu byliśmy w Barcelonie, Wiedniu, uczestniczyliśmy w targach w Madrycie, a tu wracasz do Drewnicy i czujesz, że to jest Twoje miejsce na ziemi. Cały świat możesz mieć w zasięgu kilku godzin, ale wiesz, że nie zamienisz tego miejsca na żadne inne.

 

Jeśli chcecie zobaczyć wnętrze domu na „obrazach ruchomych” – zajrzyjcie do filmiku – zapowiedzi. Nagraliśmy go jesienią 2017 roku, gdy pracowaliśmy nad wywiadem z Małgorzatą Oliwią Sobczak, autorką książki „Ona i dom, który tańczy”


Co sami gospodarze mówią i ja potwierdzam. Ten dom daje energię i ma niesamowitą moc przyciągania. Ludzie uwielbiają tu wracać i zawsze się zasiedzą. Do tego stopnia, że opuszcza się go z trudem, a mi każdorazowo towarzyszy smutek i tęsknota. I tak jest od naszego pierwszego spotkania kilka lat temu, gdy dom był w początkowej fazie remontu, a w toalecie za spłuczkę służył wąż ogrodowy przeciągnięty przez dziurawe podłogi. Już wtedy poczułam to bliżej nieokreślone „coś” 🙂

 



ZOBACZ TAKŻE:

Ona i dom, który tańczy – wywiad / Małgorzata Oliwia Sobczak

Fot. Sara Stima

Żuławy – każdy odbiera je na swój indywidualny sposób. Jedni twierdzą, że jest tu ewidentnie płasko, ponuro i depresyjnie, inni skarżą się na reumatyzm, kolejni patrzą na nie przez pryzmat roli, jeszcze inni podziwiają drewnianą architekturę, ale są i tacy, którzy widzą je przez „różowe okulary”. Co człowiek, to inne spojrzenie i inna historia.
Jakie są jednak Żuławy według Małgorzaty Oliwii Sobczak? Bez wątpienia bardzo skomplikowane. Z jednej strony emocjonalne, aż do granic wytrzymałości, z drugiej strony okrutne, bo wiążą się z bolesnymi wspomnieniami. Są po części radosne, barwne, soczyste i smaczne – jak dary ziemi żuławskiej, którymi nasza autorka delektowała się w trakcie wakacji w Drewnicy. Są magiczne, tajemnicze, okryte niewyjaśnionymi historiami. Zmuszają do refleksji, prowadzą do szaleństwa, a nawet zadają ból, z którym ciężko poradzić sobie przez całe życie…
link: kliknij

Filmowo – w Drewnicy

Fot. Kuba Lewandowski

Zapraszam do relacji filmowej jaką poczyniło Stowarzyszenie „Kochamy Żuławy” wraz z przyjaciółmi. Byliśmy w Drewnicy, gdzie kręciliśmy wywiad na temat najnowszej powieści żuławskiej „Ona i dom, który tańczy”. Z Małgorzatą Oliwią Sobczak, autorką książki, rozmawiał Paweł Wielopolski.
link: kliknij

4 thoughts on “Drewniany dom przywrócony do życia

  1. Pingback: Tajemnicze Żuławy | Kochamy Żuławy

  2. A da się skontaktować z realizatorami?
    Kupiłem udział w podobnym domu i czeka mnie remont.
    Przydałoby się parę wskazówek.

Dodaj komentarz